Blog

Jesteś na moim blogu, który tak jak prawie cała strona będzie poświęcony tematyce przyrodniczej. W miarę możliwości będę się starał opisywać tutaj warte kilku słów plenery i inne ważne w moim małym fotograficznym świecie wydarzenia.

Zachęcam do lektury.

W sypialni żurawia

Dodane przez w Wrz 25th, 2015 w Plenery | 8 komentarzy

W sypialni żurawia

Chyba każdy ptasi fotograf, ale też i po prostu obserwatorzy i miłośnicy przyrody marzą o tym, by kiedyś z bliska obejrzeć niesamowity spektakl, jakim jest zlotowisko żurawi. Zlotowiska odbywają się wiosną, kiedy ptaki wracają do Polski, ale też i jesienią, kiedy szykują się do odlotu. W dzień zbierają się  na polach na wspólne żerowanie, natomiast wieczorem gromadzą się w stada liczące od kilkudziesięciu do nawet kilkadziesiąt tysięcy osobników. Na noclegowisko wybierają miejsce, w którym czują się bezpiecznie i w którym będą mogły poczekać do rana, gdy znów odlecą na zbiorowe żerowanie. Każdy, kto chociaż raz obserwował przylot żurawi na noclegowisko wie, jak wyjątkowy jest to obrazek. Mnie też nie ominął zachwyt tym wydarzeniem. Moje małe marzenie się spełniło podczas pobytu na Pomorzu, które żurawiem stoi.   Czując ulotność chwili, jaką jest krótki okres zlotowisk żurawi w połączeniu ze zbliżającym się kresem mojej obecności na Pomorzu wiedziałem, że może to być ostatni gwizdek na zrealizowanie planów. Odnalazłem miejscowość, pod którą podobno co roku zbiera się nawet ponad tysiąc osobników. Na mapach google wytypowałem jedno miejsce, które wydawało mi się odpowiednie na nocleg ptaków. Była to rzeka Słupia, która w pewnym miejscu płynęła wyjątkowo szeroko tworząc jakby rozlewisko. Postanowiłem zrobić rozpoznanie terenu i ostatniej niedzielę przed świtem pojawiłem się na miejscu. Już po otwarciu drzwi auta donośny klangor budzących się ptaków ku mojej uciesze potwierdził trafność podjętej decyzji. Dojście do brzegu rzeki nie było latwe. Bardzo strome, sprawiające trudność utrzymania pionu i wysokie, sięgające na oko nawet 20m brzegi rzeki są niezłym wyzwaniem, szczególnie w środku ciemnej jak sadza bezksiężycowej nocy. Jakoś się udało dotrzeć do celu. Okazało się że cała ekipa zebrała się po drugiej stronie mierzącego ok 100m szerokości koryta rzeki. Pozostało mi przyglądanie się pobudce sporego stada ptactwa okraszonej głośnym klangorem.       To moje pierwsze spotkanie z takim towarzystwem tak licznie zebranym dało mi sporo satysfakcji, a także uruchomiło planowanie czegoś więcej. Tak zrodził się pomysł NOCOWANIA Z ŻURAWIAMI. Skoro było już miejsce, które prawie że gwarantowało obecność żurkow o konkretnej porze, to przecież połowa sukcesu. Trzeba było się dobrze przygotować. Kolejnego dnia zakupy w sklepie turystycznym: namiot, krzesełko, karimata. Dwa dnim później wyruszam już ok 17.00 nad rzekę. Tym razem pojechałem nad drugi brzeg. Udało mi się dotrzeć dość blisko rzeki, co znacznie ułatwiło dźwiganie znacznej ilości tobołów. Problemem był wybór miejsca ustawienia ukrycia. Skarpa o nachyleniu ok 30 stopni ciągnęła się az do samej wody. Jak tu się ustawić ze sprzętem i namiotem, a co dopiero wyspać? Padło na miejsce, gdzie zadrzewiony brzeg rzeki otwierał obramowaniem z gałęzi i liści widok na taflę wody i mieszczące się na niej śródwodne wysepki. Pomysł na wieczór, noc i poranek był jeden. Siąść dupskiem na brzegu rzeki z nogami w wodzie, a w razie potrzeby snu rozłożyć się jak wersalka kładąc się na plecach w namiocie. Mało wygodne, ale w tej branży rzadko kiedy jest wygodnie. Z grubsza wyglądało to tak z tym że namiot przemieściłem tuż za aparat na statywie.     Zgodnie z przewidywaniami ptaki zaczęły się pojawiać na horyzoncie ok 19, ale dopiero przed 20 zawitały przed moja czatownię zastępując tym samym wszechogarniający spokój odgłosami rozwydrzonego ptactwa. Najpierw pojedyncze osobniki lądują w wodzie. Potem słychać świst przecinanego powietrza przez kolejne i chlup… są w wodzie po kuper. http://dobrychlop.fotoprzyroda.pl/img/sites/17/Głos-002-przylot.mp3   Znowu nie wytrzymałem napięcia i po paru chwilach robię...

czytaj więcej

Żurawie w oparach

Dodane przez w Maj 24th, 2015 w Plenery | 0 komentarzy

Żurawie w oparach

Ostatnimi czasy weekendy nie były dla mnie zbyt łaskawe. W tygodniu praca i całkiem niezła pogoda, a w weekend albo znowu praca, albo słabe warunki pogodowe. Jednak noc i poranek dzisiejszej niedzieli miał wyglądać dobrze. Trzeba było to wykorzystać. Krótkie spojrzenie na „The Photographer’s Ephemeris” w celu ustalenia godziny pobudki trochę ostudziło zapał. Zwykle staram się być na stanowisku na początku tzw. zmierzchu nawigacyjnego („Nautical Twilight”), czyli zanim zacznie rozjaśniać, by nie być widoczny podczas podchodu, ale 2:27 (już na miejscu) nie wyglądała zachęcająco. Tym razem tzw. cywilny zmierzch („Civil Twilight”) i pobudka o 3:00 musiały wystarczyć. Zapowiadano mgłę, która mogła mnie ukryć przed bystrym wzrokiem żurawi i pozwolić na niepostrzeżone dotarcie się do ukrycia. Na wypadek, gdyby tak się nie stało, miałem plan B, czyli wypad na ostatnio nocą eksplorowany przeze mnie teren Doliny Słupi. Wszystko się ułożyło tak, że zdecydowałem się na czatowanie. Udało się ostrożnie usadowić nie zwracając uwagi mieszkańców torfowiska. W porównaniu do ostatniej żurawiowej wyprawy słońce zmieniło swój kierunek wschodu dając zupełną kontrę dla mojej czatowni. Takie światło potrafi zdziałać cuda na zdjęciach, ale jest korzystne przez stosunkowo krótki czas. Coś za coś. Przez pierwsze kilkanaście, może kilkadziesiąt minut miałem wrażenie, że teren opustoszał z żurawi. Ani widu, ani słychu, a w oddali z coraz to różnych kierunków dawały o sobie znać, tylko nie u mnie. Żeby nie było nudy z nadzieją skanuje horyzont. Przyglądam się, jak zmienić się krajobraz w tym miejscu. Wiosna wypełniła krajobraz bujną roślinnością. Przed czatownia nagle wyrosły młodziutkie drzewka przesłaniające przedpole. Co ciekawe pojawiły się ciekawe roślinki – wełnianki, typowe dla mokrego torfowego środowiska. W wolnym czasie wycinam moją 300-tką kawałki krajobrazu spowitego oparami z czarnej jak węgiel wody.     Wreszcie udaje mi się namierzyć jegomościa. Stoi jakieś 60 m ode mnie. Dopiero po pewnym czasie zauważyłem, że pilnuje gniazda, na którym siedzi samica.   Trochę się wystraszyłem, że będę miał kłopot z późniejszym wyjściem z ukrycia, ale skoro do niego wszedłem i mnie nie usłyszały, to widocznie zachowałem wystarczającą ostrożność (a ptaki to czujne). Przez pewien czas przeglądałem otoczenie, żeby w głowie ułożyć jakieś kadry, z nadzieją, że w tych miejscach pojawią się żurawie. Prawie zawsze tak robię, ale jednak szanse na tak skuteczną telepatię ze zwierzętami są nikłe.   Ptaki były trochę z boku, w kadrach nie do końca tych, które sobie wyobrażałem, ale nie ma co marudzić. Dobrze, że są. Po dość długiej toalecie rodzinka wstała z gniazda i zaczęła się przemieszczać.   Światło pomimo tego, że już dość późne, jeszcze dopisywało. Pierwszy wymyślony kadr się udał, i to z nawiązką, później wszystko potoczyło się już inaczej.   Przez chwilę żurawie zniknęły w iglastym młodniku, po czym wyłoniły się z niego i pewnym krokiem zmierzały wprost pod moją kryjówkę. Nie do wiary. Na to nie byłem przygotowany. W takich momentach emocje potrafią odebrać człowiekowi zimną krew. Przez to straciłem kilka kadrów. Ptaki całkowicie oswojone z moją kryjówką, która stała się już elementem krajobrazu nic nie robiły sobie z powolnych ruchów obiektywem i trzasków migawki. W końcu znalazły się na granicy odległości ostrzenia ustawionej niezręcznie na 6m. Nie mogłem poskromić swoich reakcji. Były przecież wystarczająco blisko mnie, by nieopierzony jeszcze malec nie zmieścił się w kadrze, A co tu mówić o dorosłych osobnikach.           Plułem sobie w brodę, bo na wypadek, gdyby jakimś cudem ptaki podeszły aż tak...

czytaj więcej

Żurawie z torfowiska

Dodane przez w Kwi 19th, 2015 w Plenery | 4 komentarze

Żurawie z torfowiska

Niewiele jest rzeczy, których jestem tak głodny, jak bliskiego spotkania z żurawiami. Odczucie to tym bardziej spotęgowane, ponieważ uganiam się za nimi już od kilku lat, a z racji bardzo ograniczonego czasu, to przez te kilka lat nie wiele udało mi się zdziałać. Mieszkając w Puszczykowie właściwie miałem jedną miejscówkę na te ptaki, ale jakoś nie przyniosła mi ona zadowalających kadrów. Korzystając z przymusowego przebywania na Pomorzu, które żurawiami stoi, obiecałem sobie, że znajdę sposób, by znaleźć się na tyle blisko nich, żeby poobserwować o zrobić choć w miarę udane zdjęcia.   We wcześniejszych postach pisałem o mojej wizycie na śródleśnych torfowiskach i jeziorkach. Są to niezwykłe uroczyska, które aż proszą się o obecność żurawi. Kiedy znalazłem takowe miejsce, od razu zobaczyłem oczami wyobraźni żurawie. Dowodem tego były pozostawione przez ptaki pióra. Przedwiośniem szukałem miejsca, w którym można by było zbudować prowizoryczną czatownię. Pewnej soboty wybrałem lokalizację i korzystając z leśnych gałęzi, patyków i siatki maskującej postawiłem coś, pod czym zamierzałem się ukryć. Po pewnym czasie z lornetką w ręku zrobiłem wizytę kontrolną mojej miejscówki. Wybrane miejsce okazało się być na tyle dobre, właściwie aż za dobre, że dosłownie kilka, może kilkanaście metrów od czatowni przechadzały się ptaki. Dobrze, że blisko, ale to już było za blisko. Trudno byłoby się dostać do czatowni niepostrzeżenie. Pewnej soboty przeniosłem czatownię w inne miejsce, nieco dalej, tym razem jeszcze lepiej wkomponowując czatownie w istniejące krzewy i obumarłe drzewa. Łatwiej było się do niej dostać pod osłoną nocy. Trochę się bałem pozostawienia siatki maskującej na pastwę losu ze względu na kolekcjonerów rzeczy cudzych, ale to był jedyny sposób, żeby wszelakie stworzenie  przywykło do nowego elementu krajobrazu. Podejmowałem kilka prób, każda z takim samym skutkiem. Albo za późno dojechałem na miejsce i już było „po ptakach”, a najczęściej po prostu nie udało mi się zwlec z łóżka. Dzisiaj po kilku drzemkach dobudziłem się o 3.40 i ruszyłem. Pora była dobra, ale już na styk. Jeszcze w ciemności (brak księżyca) dojechałem do celu. W ciemności krok po kroczku, stąpając bardzo ostrożnie zmierzałem do czatowni. Przypomniałem sobie, ile ot razy zmarnowałem okazję poprzez zbyt gwałtowne ruchy. Malutkie gałązki cicho strzelały, ale na tyle cicho, że dostałem się do budy bez spłoszenia ptaków. Nawet kaczki dały się oszukać, a to dobry wyznacznik ostrożności. Czatownia lekko się zdeformowała. Po ostatnio często porządnych wiatrach spodziewałem się, że będzie w gorszym stanie. Zimowe ubranie, statyw, aparat, karimata pod tyłek i siedzę. Powolutku przeszukuję obiektywem przedpole i szczęśliwie znajduje jedną ledwo widoczną sylwetkę żurawia. Zadowolony. Na razie nie było mowy o zdjęciach, czasy ok 20 sekundowe. Trzeba było czekać. Zauważony osobnik nie był sam. Po chwili znalazła się samica od pary. Zaraz odezwała się jeszcze jedna para gniazdująca niedaleko. Cały czas nawracałem się, żeby zachować spokój, żeby nie strzelać bez sensu, kiedy nie ma jeszcze wystarczająco dobrego światła, by ograniczyć ryzyko wystraszenia ptaków. Długo nie trzeba było czekać, by dwa samce odleciały. Jeden z nich zatoczył tuż nade mną kółko, że aż było słychać powietrze przecinane przez jego skrzydła. Wiedziałem jednak, że żurawie, z resztą nie tylko one, mają  coś w stylu planu dnia i że pewnie niebawem wrócą. Najpewniej poleciały na żerowisko. Samice pochowały się w trawach. Pozostało tylko czekanie i przyglądanie się, jak w międzyczasie mijają najciekawsze warunki do fotografowania. Wreszcie doczekałem się. Z lasu, praktycznie w tej samej chwili wróciły na pieszo obie głowy przyszłych...

czytaj więcej

Dolina Huczka, torfowisko i kolory jesieni

Dodane przez w Lis 2nd, 2014 w Plenery | 6 komentarzy

Dolina Huczka, torfowisko i kolory jesieni

Wreszcie się stało… Zbiegiem kilku wydarzeń udało się wygospodarować jeden dzień, który mogłem poświęcić czemukolwiek, a właściwie nie mogło być mowy o niczym innym niż WĘDRÓWKA Z APARATEM W DŁONI.   Przebywając od około pół roku na pomorzu natknąłem się na kilka miejsc, które wiedziałem, że są warte dalszej eksploracji. Pogoda nie zapowiadała się rewelacyjnie, bynajmniej z rana, ale powiedziałem sobie, że nie będzie to miało dla mnie żadnego znaczenia. Nie mogłem zmarnować rzadko nadarzającej się okazji. Przygotowałem cały swój sprzęt, kalosze, prowiant i z założeniem powrotu dopiero pod koniec dnia, jak głodny pies spuszczony z łańcucha z radością wypaliłem z domu. Planowałem odwiedzić dwa miejsca, Dolinę Huczka oraz okolice miejscowości Suchorze, częściowo wchodzące w skład Parku Krajobrazowego Dolina Słupii. W Dolinie Huczka już kiedyś byłem na rekonesansie i  podobało mi się to miejsce, środowiskowo bardzo odmienne od wszystkich miejsc odwiedzanych przeze mnie w wielkopolsce. Suchorze z kolei podczas ostatniej podróży DK21 urzekało jesiennie i bajecznie pokolorowanymi bukami i dębami. Pierwszy był Huczek, któremu przypadła, nazwijmy to „żadna” pogoda. Całkowite zachmurzenie, lekkie zamglenie, dość ciepło. Stłumione i rozproszone światło nie sprawiało trudności w naświetlaniu, ale też nie było za ciekawe. Huczek, to rzeczka, a właściwie potok o górskim charakterze. To dla mnie nowe środowisko, nowe wyzwanie. Motyw wartko płynącej wody niejako narzucał  długie czasy naświetlania i rozmywanie wody.     Przewrócone drzewa na szczęście są zdane na siebie, nikt ich nie usuwa. Tak jak w górskich potokach można tu znaleźć kamloty, choć nie w takiej ilości, jakby się chciało.   Charakterystyczne jest też to, że Huczek przebiega w wąwozie. Jest to dobra okazja, żaby zmienić perspektywę.     Przez rezerwat prowadzi ścieżka dydaktyczna, nieraz po stromych zboczach, gdzie łatwo o poślizgnięcie się, szczególnie przy takiej pogodzie i o tej porze roku. Dlatego znajdziemy schodkowane skarpy i liny zabezpieczające.   Lubię odwiedzać miejsca, gdzie jeszcze nigdy nie byłem. Wykorzystując to, że miałem dzisiaj nieograniczony czas spojrzałem na mapę GPS i poszukałem czegoś ciekawego. Niedaleko Huczka płynie Słupia. Właściwie, to Huczek wpada do niej na końcu swojego biegu. Słupia nie jest dużą rzeką, ale na mapie zauważyłem, że jest jedno miejsce, w którym bardzo się ona poszerza przypominając jezioro. Na środku tego poszerzenia występują mielizny i wysepki. W powietrzu słyszałem odgłosy łabędzi krzykliwych. Na pewno jest to dla nich dogodne miejsce. Z resztą myślę, że nie tylko dla nich. Odnalazłyby się tak tez czaple i żurawie. Niestety tym razem było pusto.   Wróciłem do samochodu i pojechałem w kierunku Suchorza. Po drodze nie brakowało fajnych miejscówek. Bukowina, to jeden z piękniejszych jesienią drzewostanów. Powoli chmury przepuszczały światło, ale tylko odrobinę.   Jak już słońce się przedarło, w lasach ujawniły się zamglenia z miękkim światłem.     Gdy już chmury na dobre się rozwiały, słońce pokazało, jak potrafi zagrać na jesiennych liściach. To jest właśnie nasza, polska złota jesień…     Na pomorzu częstym widokiem są śródleśne jeziorka i torfowiska. Na kilka takich się już natknąłem przy okazji podróżowania po mapie i bezcelowej jazdy samochodem. Wracając odwiedziłem jedno z takich miejsc, które już dawno wpadło mi w oko. Wcześniej odwiedzałem je przy ponurej pogodzie. Tym razem było piękne ciepłe światło. Wiedziałem, że dzięki niemu to miejsce zyska na urodzie. Minusem tych „oczek wodnych” jest to, ze są otoczone lasem i światło ma utrudniony dostęp. Na środku znajdują się liczne wysepki z drzewami. Do tej pory...

czytaj więcej

Dyfuzor-Home made

Dodane przez w Mar 24th, 2014 w Technika | 1 komentarz

Dyfuzor-Home made

Coś mnie tchnęło pewnego wieczoru by skonstruować coś, co będzie rozpraszało światło wbudowanej lampy błyskowej. Właściwie, to miałem już taki prorotyp, ale z powodu swojej lichej konstrukcji się nie sprawdził i nie był zbyt często używany. Jak się nie ma wolnych groszy na kupno zewnętrznej lampy błyskowej, to trzeba sobie radzić.           Pierwszy mój dyfuzor wyglądał tak:     Z niego wykorzystałem sposób zamocowania i ogólny zarys. Szukałem odpowiedniego materiału do mojego pomysłu i najlepsze co znalazłem to… teczka, którą kiedyś dostałem w Leroy Merlin. Dość sztywna by się nie gięła jak tektura, a jednocześnie lekka. Pomyślałem, że dobrze by było, żeby można było obracać dyfuzorem tak, aby można było skierować światło na inną stronę, żeby je odbić. W prorotypie świało było skierowane pod kątem w dół. Teraz chciałem, żeby nie rozchodziło się tak mocno w dół, ale również do przodu. To dość skomplikowało rozwiązanie, ale nie było niewykonalne. Cała zabawa przypominała trochę lekcję „techniki’ z podstawówki, którą z resztą zawsze lubiłem. Całość podzieliłem na trzy części, z tym, że jedna z tych części składała się z dwóch elementów. Zacząłem od wycięcia elementów z teczki. Zrobiłem zakładki umożliwiające późniejsze połączenie. Miejsca zgięć lekko zaciąłem nożem od wewnętrznej strony, aby łatwiej się zaginały.   Pierwszy element, o ten najbliżej lampy błyskowej:     Aby można było kierować światło konieczne było wykonanie czegoś na wzór przegubu walcowego. Łączenie elementów o różnym kształcie (walcowany i prostokątny) sprawiło trudności, ale z tym poradziłem sobie poprzez zastosowanie zakładek.   Drugi element umożliwiający obrót z redukcją na kolejną, końcową cześć składał się z dwóch elementów – jeden w drugim:     Ostatnia część to już rozpraszacz światła. Przód powstał również z teczki. Kolor zielony został starty papierem ściernym. Dodatkowo na przód założyłem białą kartkę, która dodatkowo ma rozproszyć błysk:          Wszystkie części zostały połączone takerem i taśmą dwustronną. Nie sprawdzało się połączenie jedynie taśmą. Konieczne było zszycie takerem. Mając już wszystkie niezbędne elementy pozostało ich połączenie w całość, wykonanie zapięcia na aparat w postaci jednej gumki do mocowania za wizjer i drugiej do mocowania pod lampę błyskową. Na koniec dla nadania lepszego wyglądu całość pomalowałem czarną farbą w sprayu.   Finalny produkt:  DYFUZOR – Home made…      ...

czytaj więcej

Psi żywot

Dodane przez w Lut 22nd, 2014 w Bez kategorii | 1 komentarz

Psi żywot

Parę dni temu odbyłem dość nietypową dla mnie wycieczkę. Nie była to wyprawa przyrodnicza, ale tematyka też mi bliska. Jako, że lubię fotografować zwierzęta, wybrałem się do schroniska dla psów w Gaju. Już długo nosiłem się z takim zamiarem. Miałem dwa powody, by zamiar ten zrealizować. Po pierwsze chciałem spróbować sił w fotografowaniu zwierząt bardziej wymagających, niż domowy kot. Po drugie, mam nadzieję, że zdjęcia, które zostaną opublikowane na stronie internetowej schroniska, przyczynia się do adopcji porzuconych psów. Schronisko jest miejscem, które musiało wywołać jakieś emocje. Na samym wejściu do schroniska wita hałas szczekających psów, rzucających i opierających się na siatki kojców. Jak się widzi taki widok, to trudno nie poczuć żalu tych zwierząt, nie widzieć ich tęsknoty, nieufności i strachu przed człowiekiem. Przecież znalazły się tutaj nie bez powodu. Najczęściej zostały skrzywdzone, porzucone, a czasem po prostu zgubione.   Bardziej się nie rozpisuję. Mam nadzieję, że zdjęcia choć trochę będą mówić same za siebie i opowiadać o tym miejscu i jego mieszkańcach....

czytaj więcej

W buczynie

Dodane przez w Sty 18th, 2014 w Plenery | 2 komentarze

W buczynie

Jak w każdy piątek sprawdzam prognozę METEO na sobotę. Zapowiedzi nie zwiastują spektakularnego wschodu, właściwie w ogóle wschodu nie zapowiadają. Raczej całkowite zachmurzenie. Jedyne co dobre, to mgła, która ma się panoszyć w najlepsze. Takie warunki, pozornie niekorzystne, nieraz okazywały się być ciekawe i skłaniały do innych nich zwykle kadrów. Przemyślałem i zdecydowałem. Czas odwiedzić buczynę. Głównym moim celem został rejon Puszczykowskich Gór i Lasu Mieszanego na Morenie. Las, to temat, który dla tych, co jeszcze go nie zgłębili wydaje się być prosty i może nie do końca ciekawy. Sam tak kiedyś myślałem. Próbując jednak swoich sił w tej dziedzinie wiem, że to temat trudny, wymagający długiego poszukiwania kadru, światła, ciągłego kombinowania z ogniskowymi. Planowany wypad potraktowałem jako odrobienie jednej z lekcji. Jeszcze w ciemnościach wyruszyłem w sobotę do bukowego lasu. Mgła była bardzo gęsta. Tak bardzo, że nawet mijane w bliskiej odległości drzewa były jakieś takie nienaturalnie, ale przyjemnie rozmyte i miękkie. Już w samej buczynie widać było, że mgła, to zjawisko, które sprzyja leśnemu pejzażowi. Świetnie czyści scenerie, pozwala na łatwiejsze, bardziej klarowne i uporządkowane kadrowanie. Tłumi kontrasty i kolory, a jednocześnie umożliwia wyciągnięcie kolorów z liści pozostałych jeszcze na gałęziach. Niosące się przez cały las porozumiewawcze dudnienia w drzewa przez dzięcioły dopełniały i tak już przyjemny klimat. Brakowało jedynie, aby słońce na chwile chciało przedrzeć się przez grubą warstwę chmur, urozmaicając  scenerię o promienie, refleksy świetlne, albo chociaż miękkie, rozproszone poranne światło. Może innym razem się uda. Inne zdjęcia z bukowego...

czytaj więcej

Czas rozpocząć

Dodane przez w Sty 2nd, 2014 w Bez kategorii | 12 komentarzy

Witam, Wreszcie się doczekałem. Własna strona internetowa. Długo nosiłem się z zamiarem jej założenia. Na drodze do jej stworzenia stał zawsze brak czasu i zagnieżdżona gdzieś niechęć do dochodzenia „jak ją zrobić”. Wreszcie się to udało, ale nie z powodu nagłej weny twórczej i nadmiaru czasu (choć świąteczny urlop był pomocny). Udało się to dzięki wspaniałomyślności administracji portalu fotoprzyroda.pl. Cały czas pracuję nad wyglądem strony i pewnie będzie jeszcze sporo zmian w najbliższym czasie, ale to, co w niej najważniejsze, czyli ZDJĘCIA, już są. Mam nadzieję, że od czasu do czasu znajdę kilka minut na to, aby ją uaktualniać o nowe zdjęcia i oczywiście wpisy. Największą nadzieję pokładam w tym,  że znajdzie się czas przede wszystkim na plenery i inne źródła kadrów. To tyle tytułem pierwszego wpisu. Odwiedzających i czytających zachęcam do komentowania, aby część blogerska mogła...

czytaj więcej