Żurawie z torfowiska

Żurawie z torfowiska

Niewiele jest rzeczy, których jestem tak głodny, jak bliskiego spotkania z żurawiami. Odczucie to tym bardziej spotęgowane, ponieważ uganiam się za nimi już od kilku lat, a z racji bardzo ograniczonego czasu, to przez te kilka lat nie wiele udało mi się zdziałać. Mieszkając w Puszczykowie właściwie miałem jedną miejscówkę na te ptaki, ale jakoś nie przyniosła mi ona zadowalających kadrów. Korzystając z przymusowego przebywania na Pomorzu, które żurawiami stoi, obiecałem sobie, że znajdę sposób, by znaleźć się na tyle blisko nich, żeby poobserwować o zrobić choć w miarę udane zdjęcia.

 

We wcześniejszych postach pisałem o mojej wizycie na śródleśnych torfowiskach i jeziorkach. Są to niezwykłe uroczyska, które aż proszą się o obecność żurawi. Kiedy znalazłem takowe miejsce, od razu zobaczyłem oczami wyobraźni żurawie. Dowodem tego były pozostawione przez ptaki pióra. Przedwiośniem szukałem miejsca, w którym można by było zbudować prowizoryczną czatownię. Pewnej soboty wybrałem lokalizację i korzystając z leśnych gałęzi, patyków i siatki maskującej postawiłem coś, pod czym zamierzałem się ukryć. Po pewnym czasie z lornetką w ręku zrobiłem wizytę kontrolną mojej miejscówki. Wybrane miejsce okazało się być na tyle dobre, właściwie aż za dobre, że dosłownie kilka, może kilkanaście metrów od czatowni przechadzały się ptaki. Dobrze, że blisko, ale to już było za blisko. Trudno byłoby się dostać do czatowni niepostrzeżenie. Pewnej soboty przeniosłem czatownię w inne miejsce, nieco dalej, tym razem jeszcze lepiej wkomponowując czatownie w istniejące krzewy i obumarłe drzewa. Łatwiej było się do niej dostać pod osłoną nocy. Trochę się bałem pozostawienia siatki maskującej na pastwę losu ze względu na kolekcjonerów rzeczy cudzych, ale to był jedyny sposób, żeby wszelakie stworzenie  przywykło do nowego elementu krajobrazu.

Podejmowałem kilka prób, każda z takim samym skutkiem. Albo za późno dojechałem na miejsce i już było „po ptakach”, a najczęściej po prostu nie udało mi się zwlec z łóżka. Dzisiaj po kilku drzemkach dobudziłem się o 3.40 i ruszyłem. Pora była dobra, ale już na styk. Jeszcze w ciemności (brak księżyca) dojechałem do celu. W ciemności krok po kroczku, stąpając bardzo ostrożnie zmierzałem do czatowni. Przypomniałem sobie, ile ot razy zmarnowałem okazję poprzez zbyt gwałtowne ruchy. Malutkie gałązki cicho strzelały, ale na tyle cicho, że dostałem się do budy bez spłoszenia ptaków. Nawet kaczki dały się oszukać, a to dobry wyznacznik ostrożności. Czatownia lekko się zdeformowała. Po ostatnio często porządnych wiatrach spodziewałem się, że będzie w gorszym stanie. Zimowe ubranie, statyw, aparat, karimata pod tyłek i siedzę. Powolutku przeszukuję obiektywem przedpole i szczęśliwie znajduje jedną ledwo widoczną sylwetkę żurawia. Zadowolony. Na razie nie było mowy o zdjęciach, czasy ok 20 sekundowe. Trzeba było czekać.

Zauważony osobnik nie był sam. Po chwili znalazła się samica od pary. Zaraz odezwała się jeszcze jedna para gniazdująca niedaleko. Cały czas nawracałem się, żeby zachować spokój, żeby nie strzelać bez sensu, kiedy nie ma jeszcze wystarczająco dobrego światła, by ograniczyć ryzyko wystraszenia ptaków. Długo nie trzeba było czekać, by dwa samce odleciały. Jeden z nich zatoczył tuż nade mną kółko, że aż było słychać powietrze przecinane przez jego skrzydła. Wiedziałem jednak, że żurawie, z resztą nie tylko one, mają  coś w stylu planu dnia i że pewnie niebawem wrócą. Najpewniej poleciały na żerowisko. Samice pochowały się w trawach. Pozostało tylko czekanie i przyglądanie się, jak w międzyczasie mijają najciekawsze warunki do fotografowania. Wreszcie doczekałem się. Z lasu, praktycznie w tej samej chwili wróciły na pieszo obie głowy przyszłych rodzin. Powitały się rytualnie odbywając swój charakterystyczny taniec, po czym zaczęły żerować.

W końcu światło stało się na tyle ostre, że stwierdziłem, że czas już opuścić kryjówkę. Pomogły mi w tym żurawie, które nieco oddaliły się, jednocześnie pozwalając mi niepostrzeżenie wyjść z czatowni i pola widzenia żurawi.

 

Było to, jak dotąd moje najbliższe spotkanie z żurkami. I choć do moich wymarzonych zdjęć żurawi jest jeszcze bardzo daleko, to jednak czatowanie uważam za udane.

 


Komentarze

  1. roby napisał(a):

    Piękne zdjęcia, a te 9-10 cudowne. Obejrzałem i przeczytałem z przyjemnością.
    Pozdrawiam Roby.

  2. pkarwski napisał(a):

    Ale masz piękne żurki tylko co się stało z małym?

Skomentuj

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

comments-bottom

Komentarze

  1. roby napisał(a):

    Piękne zdjęcia, a te 9-10 cudowne. Obejrzałem i przeczytałem z przyjemnością.
    Pozdrawiam Roby.

  2. pkarwski napisał(a):

    Ale masz piękne żurki tylko co się stało z małym?

Skomentuj

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

comments-bottom