Chyba każdy ptasi fotograf, ale też i po prostu obserwatorzy i miłośnicy przyrody marzą o tym, by kiedyś z bliska obejrzeć niesamowity spektakl, jakim jest zlotowisko żurawi. Zlotowiska odbywają się wiosną, kiedy ptaki wracają do Polski, ale też i jesienią, kiedy szykują się do odlotu. W dzień zbierają się na polach na wspólne żerowanie, natomiast wieczorem gromadzą się w stada liczące od kilkudziesięciu do nawet kilkadziesiąt tysięcy osobników. Na noclegowisko wybierają miejsce, w którym czują się bezpiecznie i w którym będą mogły poczekać do rana, gdy znów odlecą na zbiorowe żerowanie. Każdy, kto chociaż raz obserwował przylot żurawi na noclegowisko wie, jak wyjątkowy jest to obrazek. Mnie też nie ominął zachwyt tym wydarzeniem. Moje małe marzenie się spełniło podczas pobytu na Pomorzu, które żurawiem stoi.
Czując ulotność chwili, jaką jest krótki okres zlotowisk żurawi w połączeniu ze zbliżającym się kresem mojej obecności na Pomorzu wiedziałem, że może to być ostatni gwizdek na zrealizowanie planów. Odnalazłem miejscowość, pod którą podobno co roku zbiera się nawet ponad tysiąc osobników. Na mapach google wytypowałem jedno miejsce, które wydawało mi się odpowiednie na nocleg ptaków. Była to rzeka Słupia, która w pewnym miejscu płynęła wyjątkowo szeroko tworząc jakby rozlewisko. Postanowiłem zrobić rozpoznanie terenu i ostatniej niedzielę przed świtem pojawiłem się na miejscu. Już po otwarciu drzwi auta donośny klangor budzących się ptaków ku mojej uciesze potwierdził trafność podjętej decyzji. Dojście do brzegu rzeki nie było latwe. Bardzo strome, sprawiające trudność utrzymania pionu i wysokie, sięgające na oko nawet 20m brzegi rzeki są niezłym wyzwaniem, szczególnie w środku ciemnej jak sadza bezksiężycowej nocy. Jakoś się udało dotrzeć do celu. Okazało się że cała ekipa zebrała się po drugiej stronie mierzącego ok 100m szerokości koryta rzeki. Pozostało mi przyglądanie się pobudce sporego stada ptactwa okraszonej głośnym klangorem.
To moje pierwsze spotkanie z takim towarzystwem tak licznie zebranym dało mi sporo satysfakcji, a także uruchomiło planowanie czegoś więcej. Tak zrodził się pomysł NOCOWANIA Z ŻURAWIAMI. Skoro było już miejsce, które prawie że gwarantowało obecność żurkow o konkretnej porze, to przecież połowa sukcesu. Trzeba było się dobrze przygotować. Kolejnego dnia zakupy w sklepie turystycznym: namiot, krzesełko, karimata. Dwa dnim później wyruszam już ok 17.00 nad rzekę. Tym razem pojechałem nad drugi brzeg. Udało mi się dotrzeć dość blisko rzeki, co znacznie ułatwiło dźwiganie znacznej ilości tobołów. Problemem był wybór miejsca ustawienia ukrycia. Skarpa o nachyleniu ok 30 stopni ciągnęła się az do samej wody. Jak tu się ustawić ze sprzętem i namiotem, a co dopiero wyspać? Padło na miejsce, gdzie zadrzewiony brzeg rzeki otwierał obramowaniem z gałęzi i liści widok na taflę wody i mieszczące się na niej śródwodne wysepki. Pomysł na wieczór, noc i poranek był jeden. Siąść dupskiem na brzegu rzeki z nogami w wodzie, a w razie potrzeby snu rozłożyć się jak wersalka kładąc się na plecach w namiocie. Mało wygodne, ale w tej branży rzadko kiedy jest wygodnie.
Z grubsza wyglądało to tak z tym że namiot przemieściłem tuż za aparat na statywie.
Zgodnie z przewidywaniami ptaki zaczęły się pojawiać na horyzoncie ok 19, ale dopiero przed 20 zawitały przed moja czatownię zastępując tym samym wszechogarniający spokój odgłosami rozwydrzonego ptactwa. Najpierw pojedyncze osobniki lądują w wodzie. Potem słychać świst przecinanego powietrza przez kolejne i chlup… są w wodzie po kuper.
Znowu nie wytrzymałem napięcia i po paru chwilach robię jedną klatkę. Wiedziałem, że zbyt wcześnie. Ja pstryk, one fruuu. Zły na siebie przepraszam je w myślach za swój błąd. Na szczęście po kilkunastu minutach przybywa następna grupa i ląduje w moim zasięgu. Tym razem tylko obserwuję i cierpliwie czekam. Są już ze mną setki ptaków wrzeszczących tak silnie, że myślę sobie, ze na pewno i tak nie usłyszą spustu migawki.
Wykonuję jedno ujęcie przy bardzo słabym księżycowym świetle. 30 sekundowe naświetlanie i ISO 800 nie dają rewelacji. Dają o sobie znać braki sprzętowe. Gdybym tylko miał pełną klatkę i jaśniejsze szkło…
Po około godzinie ptaki się powoli uspokajają, tylko czasem wydając dźwięki ułatwiające dotarcie do noclegowiska przybywającym pojedynczym spóźnialskim. Wreszcie zapada względna cisza zapowiadająca bardzo długą noc. Nie zdawałem sobie sprawy jak zimno może być człowiekowi we wrześniową noc śpiącemu w połowie w, a w połowie poza namiotem. Kilkuwarstwowe ubranie zakończone ciepłą zimową kurtką, która nigdy mnie nie zawiodła jednak nie wystarczyło. Co pewien czas musiałem wysilać swoje mięśnie wymuszając na organizmie wytworzenie energii cieplnej. Pomagało, ale na kilka minut.
Przebywanie niemal w środku stada żurawi, w można by powiedzieć dość „prywatnym” dla nich momencie daje niezwykłe wrażenia. Kiedy zupełnie nic nie widać, a tylko słychać każdy szelest dochodzący z zewnątrz, zmysł słuchu nabiera wyraźnej mocy. Do lekkiego pochrapywania ptaków, z dodatkiem cichych i krótkich mruknięć (pewnie to coś w rodzaju odzewu kontrolnego) w końcu dołączają odgłosy porykujących w oddali jeleni, czasem pohukiwania puszczyka.
Niezmiernie trudno jest zachować bezwzględną ciszę, bo to oznaczałoby praktycznie siedzenie w bezruchu. Skoro ja słyszałem ich chrapanie, to strażnicy na pewno słyszały każdy nawet najmniejszy dźwięk z mojego ukrycia. W ciągu całej nocy stado kilkukrotnie podnosiło larum, nawet wzbijając się niekiedy w powietrze. Ależ przy tym hałasowały. Na nagraniu słychać, jak śpiące stado wskutek „czegoś” powoli się przebudza.
W końcu zaczyna świtać. Nadeszło moje niedoczekanie. Ptaki wcześnie rozpoczynają rozgrzewkę. Chodzą, prostują się, napinają, rozpościerają skrzydła rozgrzewając zastygłe zimnie mięśnie. Impreza staje się coraz głośniejsza. W końcu próbuję robić zdjęcia. Światło jeszcze bardzo słabe, bo i niebo zachmurzone, ale próbuję. Trudno jest wybrać konkretny, mówiący o czymś kadr, kiedy ma się przed sobą zupełnie chaotycznie poruszającą się chmarę ptaków. Czasem za dużo jest nie zdrowo.
Próbuję wykorzystać stosunkowo długie czasy chcąc pokazać na zdjęciach ruch żurawi wzbijających się w powietrze.
Niebawem z liczącego kilkaset osobników stada zostaje niewiele. Niestety tego poranka nie doczekałem się wymarzonego światła, co byłoby spełnieniem moich myśli. Pochmurny dzień dał jedynie stonowane obrazy. Obrazy, które w mojej galerii zajmują ważne miejsce, bo przecież łączą się one z mocnym przeżyciem.
Pozostałe kadry z plenerów dwóch:
Obiecuję sobie ,że w przyszłym roku przylecę do Polski we wrześniu by coś takiego podziwiać. Bardzo fajnie się czytało i oglądało. Pozdrawiam
Świetne, ekspresyjne zdjęcia ! Gratuluję i pozdrawiam 🙂
Powiedział bym: spełnianie Marzeń
Pozdrawiam wszystkich
Greetings! I’ve been following your website for some time now and finally got the bravery to go ahead and give you
a shout out from Houston Texas! Just wanted to tell you keep up
the great work!
ALE KIEDYŚ TAM POJEDZIEMY!!!!!!
Obiecuję sobie ,że w przyszłym roku przylecę do Polski we wrześniu by coś takiego podziwiać. Bardzo fajnie się czytało i oglądało. Pozdrawiam
warte przeżycia, mam nadzieje, ze u mnie to nie był ostatni taki wypad.
PZDR
Życzę poranka z lekką mgłą i słońcem!
Świetne, ekspresyjne zdjęcia ! Gratuluję i pozdrawiam 🙂
Powiedział bym: spełnianie Marzeń
Pozdrawiam wszystkich
Greetings! I’ve been following your website for some time now and finally got the bravery to go ahead and give you
a shout out from Houston Texas! Just wanted to tell you keep up
the great work!
it’s very nice to hear that words. thank you.
ALE KIEDYŚ TAM POJEDZIEMY!!!!!!